Moje prace

Moje prace

niedziela, 30 lipca 2017

Koń by się uśmiał :)


Moje córki zawsze stawiały mi wyzwania, tym razem było - " Mamuś, potrzebny jest tort na urodziny ... z koniem ... na niedzielę ".  W innych okolicznościach może nie byłoby to zadanie aż tak trudne do wykonania, ale na pewno i tak nie byłaby to  bułka z masłem, do tego bardzo przeszkadzały  mi czas ( a właściwie kompletny jego deficyt ) i temperatura ( czyt.UPAŁ ).

 Po pierwszej próbie zrobienia konika z masy cukrowej, o której kiedyś tam wspominałam ( o masie wspominałam, nie o szkapie ), byłam załamana.  Całość pękała, kruszyła się i w ogóle z tego co wyszło, to " Koń by się uśmiał ". Już mi nie zależało na niczym, tylko by tort czym prędzej zniknął mi z oczu ... w zasadzie nie sam tort, tylko ta nieszczęsna szkapa ...

Bezsenna noc jednak jest dobrym doradcą, bo przypomniałam sobie o marcepanie, który  był na stanie spiżarkowego zapasu. Rano zaczęłam od uplastycznienia go  i zrobienia dwóch mniejszych wesołych,  dziecinnych koników, Fidiaszem nie jestem, ale to tort dla 10 latki, więc chyba pomysł nie był aż taki zły, oceńcie sami surowego konika,






a tutaj już po pomalowaniu,







w czym mi pomagała niewidzialna ręka, lub jak kto woli Kochany Krasnoludek, bo przecież ręka jest widzialna, prawda ? Gdy ja montowałam tort, koniki SIĘ malowały   :)






A gotowy torcik wyglądał tak















Zapewniam,  że w rzeczywistości był całkiem sympatyczny, prawie jak mój uśmiech ;)






To sem ja, tylko w nowej odsłonie, pióra obchlastane i takie tam, proszę nie regulować odbiorników ...  a torcik był zdecydowanie bardziej sympatyczny i bardzo się spodobał  :)
I tym optymistycznym akcentem życzę Wszystkim Miłego Tygodnia, kto chciał upałów, to ma zapewnione :)

Wasza BB :)


środa, 26 lipca 2017

Czyżby już jesień ?


Gdy wyszłam na chwilę do ogrodu, zobaczyłam lecące liście z drzew ...
Od razu pojawiły się biedroneczki, widok był niezmiernie ciekawy, dlatego chwyciłam aparat i pstryknęłam kilka fotek.






No dobra z tą jesienią to na szczęście ściema. Tak naprawdę znajoma poprosiła mnie o wykonanie ozdobnych łapek kuchennych w kolorze zielonym. Od razu skojarzyłam to z listkami, bo to taki bezpieczny wzór. Nie znam kuzynki mojej znajomej, więc nie wiem, czy taki np. żabol będzie się gustownie prezentował w dopieszczonej stylowej zielonej kuchni :)
Najpierw zrobiłam ten z lewej, a że wydawał mi się ciut mały, to dorobiłam tego z prawej ...






jeszcze raz każdy solo ...










znów wszystkie razem ...











i teraz parami i z biedronkami :)










A Wam które podobają się bardziej ? A może wcale się nie podobają ?
Chętnie usłyszę Wasze zdanie :)

Za  to teraz,  dla odmiany, zaserwuję mój kuchenny ekshibicjonizm. SPOKOJNIE ! Nie zwariowałam, nie uciekać, nie mam zamiaru latać po kuchni na golasa i straszyć porządnych ludzi, jednak obnażę z siebie  co nieco ...
Perfekcyjną Panią Domu raczej nie jestem, co jednak nie znaczy, że lubię zarastać brudem.
Jak nie mam czasu, to w domu żywioł, robię wszystko w biegu i tylko to co muszę, później niestety trzeba nadrobić.
Czasem więc moje gary wyglądają tak ...






Są różne środki, włącznie z chemią niemiecką, ale żrące toto i kosztuje sporo, albo rysuje powierzchnie, a tu całkiem niedawno dowiedziałam się o pewnym niedrogim naszym polskim cudzie, znanym od lat, jednak takiego jego zastosowania, przynajmniej ja, nie znałam.
Może najpierw pokażę dno gara po niespełna 5 minutach czyszczenia ...






pozostałe przebarwienia są oznaką użytkowania przez lata, bo gar ma już "  swój rozum ".  Ten cudowny środek,  to denaturat. Z łatwością usuwa wszystkie tłuste naloty w piekarniku, na okapie, czyści kafelki, krany, kuchenkę, szafki na zewnątrz, czyli wszędzie tam, gdzie kuchenne osady czynią największe spustoszenie, denaturat  czyni cuda :) Jedno co wiedziałam i co podpowiem - jak Wam dziecko popisze długopisem na skórze, skaju ( meble, tapicerowane drzwi ) to denaturat to usunie - UWAGA - trzeba zrobić próbę, by nie zedrzeć koloru, bo nieraz producenci wciskają kit, że to skóra, kto się nie zna, to naprawdę są cudowne podróbki, a później okazuje się,  że to tylko eko skóra. Nie chciałabym, aby mnie ktoś ścigał później po wsi, za takie porady, że długopisowa krecha wyglądała ładniej niż wytarta farba  po denaturacie ... Z tłuszczem i innymi kuchennymi brudami rozprawia się obłędnie, polecam i przypominam o zachowaniu ostrożności, bo to środek łatwopalny, żadne równoczesne gotowanie i sprzątanie  !
A może któraś z Was ma swoje sposoby na ułatwienie sobie życia i zechce się nimi podzielić, chętnie zaadoptuję i nie omieszkam wykorzystać :)

Na koniec Wszystkim Aniom, Anulkom i Aneczkom w dniu imienin,wszystkiego co najpiękniejsze, a do życzeń dołączam kwiatki z mojej rabatki :)





Pozdrawiam cieplutko i do zaś :)
Wasza BB :)

czwartek, 13 lipca 2017

Do trzech razy sztuka ?


Przynajmniej tak mówi przysłowie. Osobiście nigdy nie przypuszczałam, że go zrobię po raz trzeci, mało tego, gdybym z jakiegoś powodu miała zrobić go po raz czwarty, znów wyglądałby inaczej, więc u mnie przysłowie się nie sprawdza :)  Póki co, Julek nr 3, lub jak kto woli -  Król Julian/ King Julien, wygląda tak






Ta wersja jest najbardziej " profesjonalna " z dotychczasowych. Dlaczego ? Od poprzedniego wykonania rozwinęłam się nieco i niekoniecznie tak tylko jak papier toaletowy ;)
Co się da, robię z całości, więc tym razem ręce nie są doszywane, tylko stanowią integralną całość z korpusem.  Palce są robione innym ściegiem, takim jak całość postaci, dzięki czemu są zwarte i wyglądają o wiele korzystniej. W przypadku Julka,  kształt głowy jest odwrócony ( przynajmniej w mojej wersji, ale tak już było poprzednio, to tylko mała podpowiedź dla tych, co chcieliby spróbować ),  dzięki czemu można uzyskać fajny wygląd twarzy i naturalnie otwartą buzię. Z tego tez powodu głowa niestety jest doszyta.  Koronę tym razem wycięłam z foamiranu ...






co jak podejrzewam, w wersji nr 4 ( jeśli takowa powstanie ) zostanie zmienione.






Jeszcze tylko małe zbliżenia na detale, a w szczególności na te maślane ślipka ;)











Wyginam śmiało ciało,wyginam śmiało ciało ...  pośpiewaj sobie Juleczku, a my posłuchamy , klikając TU










Na specjalną prośbę w trakcie dziergania , wzór zaczęłam zapisywać, jednak szło opornie, bo to nie jest to, co tygryski kochają najbardziej, a czas mnie gonił, zatem gdzieś w połowie wszystko poszło się bujać :(

A Wam jak przypadła do gustu ta wersja Króla Juliana ?

Nadal zachęcam do udziału w mojej zgadywance TU . Nikt jeszcze nie podał prawidłowej odpowiedzi. Najbliższa prawdy osoba,  podała wynik różniący się o 29 gram. Dodam tylko, że największą podpowiedzią z mojej strony,  było podanie nazwy włóczki, po sprawdzeniu ilości metrów w 100 gramach i biorąc pod uwagę rozmiar kocyka, można co nieco wykombinować. Jeśli ktoś ma ochotę zmienić swoją odpowiedź, pozwalam na drugą próbę, którą należy wpisać pod swoim pierwszym komentarzem. Pod uwagę wezmę wynik bliższy prawdzie  :)

Na dziś to tyle, obowiązki wzywają, więc spadam do pędzla.
Pozdrawiam o do zaś :)
Wasza BB

niedziela, 2 lipca 2017

Podejście numer dwa :)


Tak po prawdzie, to zaczęłam je jako numer jeden, ale że temat zaczął mi się rozrastać, więc nie wiedziałam kiedy skończę. Zatem postanowiłam najpierw zrobić coś mniejszego, co pokazywałam  TU, a teraz czas na pracę numer dwa.

Początkowo sądziłam, że zaskoczę, jeśli nie wyglądem, to przynajmniej rozmiarem, ale mnie uprzedziła jedna taka CZAROWNICA, przynajmniej sama tak o sobie mówi. Ja bym powiedziała CZARODZIEJKA, bo cuda tworzy, choć ... po chwili zastanowienia, może ma rację, bo czarownice były bardziej kreatywne. No bo taka CZARODZIEJKA , ciach pach, czary mary różdżką i gotowe. A taka biedna CZAROWNICA  musiała się nawarzyć w tym swoim kotle, nawsadzać jakiś trudno dostępnych produktów ... Wsio ryba, czarodziejka, czy czarownica, zdolna bestyjka i ja bym chciała conieco uszczknąć z tego Agatkowego kociołka, w każdym razie pierwszy krok w tym kierunku został postawiony, a co dalej, to SIE zobaczy :)

Póki co, wracam do swojej drugiej pracy wykonanej w ramach lekcji nr 1





Dość kłapania, czas na prezentację. Przedstawiam szyneczkę ;)






Może zacznę od początku, kiedy to w ramach prób i zabawy, zrobiłam pojedynczy kwadracik,






później dorobiłam kolejne,






i jeszcze ciut więcej. To są nadal kwadraciki, tylko one są tu incognito ;)






Następnie zaczęłam je łączyć w taki sposób, bo gdyby wspomniana wyżej CZAROWNICA, wcześniej pokazała swoją metodę, to kto wie ...






Dobra, daruję Wam kolejne etapy, gotowy produkt  wygląda tak :)






Wymiary kocyka - 97 cm x 77 cm.






Małe zbliżenia, gdyby jednak ktoś zechciał tak jak ja, żeby nie powiedzieć jak ten świstak, tylko że on, to chyba coś zawijał, a u mnie co najwyżej zawijały się brzegi kwadracików. Dopiero obrobienie ich, a szczególnie  oczka rakowe,  załatwiły sprawę.


















I na koniec raz jeszcze całość, bo może mało skromnie powiem, jestem z siebie dumna, a osobisty wnusio za ten prezencik,  dał babci słodkiego buziaka :)





A teraz dla tych co dotrwali do końca -  zagadka.
Nie zapytam z ilu kwadratów składa się kocyk, bo to byłoby zbyt banalne. Zatem - ile waży, proszę o dokładne podanie w gramach. Dla ułatwienia kilka podpowiedzi.

1. Kocyk jest wykonany  z wełny kotek.
2. Waga nie jest cyfrą okrągłą.
3. Liczba jest 3 cyfrowa.

Ponieważ 30 marca minęło 5 lat mojego blogowania, a przedostatni post był moim 400, czego nie uczciłam w żaden sposób, osoba która poda prawidłową odpowiedź zostanie nagrodzona. Jednym z prezentów będzie coś, wykonany na drugą lekcję z szydełka tunezyjskiego, która tym razem jest u BEATKI . Koniec zabawy przewiduję na dzień opublikowania pracy na tę właśnie lekcję, czyli nikt nic nie wie kiedy :)  Aby wziąć udział w zabawie wystarczy podać prawidłową wagę, żadne banerki, zapisy, ogłoszenia itd.  bo nagroda ma być dla moich wiernych obserwatorów, za to że jesteście, za poświęcony czas i za każde pozostawione dobre słowo,  za to wszystko i jeszcze więcej, gorąco Wam dziękuję :) :) :)


Miłej zabawy :)
Pozdrawiam i do zaś :)