Moje prace

Moje prace

piątek, 30 listopada 2018

Jakiś czas temu.


Nie wiem, normalnie sama siebie nie poznaję, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce ...
Jakiś czas temu zrobiłam taką panienkę ,





jeśli myślicie, że to Czerwony Kapturek, to macie rację. Lalka poleciała do JANECZKI na zabawę w " Podaj dalej ". Czy się spodobała ? Zajrzyjcie do Janeczki, bo u mnie tylko jedno zdjęcie i to na roboczo.

Miesiąc temu, nawet ponad,  zrobiłam  dwie karteczki na " okrągłe " urodziny, dla NIEJ ( przepraszam za jakość zdjęcia )





i dla NIEGO.




Kobiecie lat się nie liczy, u faceta wszystko jasne ;) Karteczki poleciały pod jeden adres i bardzo się spodobały :)

I na koniec,  3 dni temu zrobiłam takie bombeczki.






Robiło się szybko, łatwo i przyjemnie. Dziękuję za inspirację, niestety mam zakaz informowania, to ja nic nie mówię, komu :)
W tak zwanym międzyczasie powstała spora praca, która poszła na konkurs, ale o tym następnym razem :)
Dziękuję  za wizyty i każde dobre słowo :)
Pozdrawiam cieplutko i do zaś :)

czwartek, 1 listopada 2018

Jest taki dzień ...


Nie, to nie są słowa jednej ze świątecznych piosenek, nawiasem mówiąc bardzo pięknej i bardzo ją lubię. Jednak w minionym tygodniu, w związku z tym dniem, który właśnie się kończy i w związku z rocznicą o której mowa na końcu,  wybrałam się w swoje rodzinne strony. Przy okazji chciałabym Wam pokazać, skąd pochodzę.
Blisko 500 km od mojego  obecnego miejsca zamieszkania w województwie lubuskim,  leżą Żary.
Ponieważ jechałam pociągiem, na początek powitał mnie dworzec kolejowy.







Tutaj nic się nie zmieniło, poza lekkim odmalowaniem holu stacyjnego, sam budynek powoli przedstawia obraz nędzy i rozpaczy. Fasada może jeszcze jako tako ale od strony peronów, żal patrzeć, zresztą jak na większość tego typu obiektów na trasie z Żar do Legnicy. Dewastacja, to jedyne najdelikatniejsze słowo,  jakie mi przychodzi do głowy.




Po ok. 20 minutowym  spacerze,  oczom mym ukazała się  kamienica, w której mieszkałam prawie od urodzenia, do dnia ślubu i wyprowadzki. Strzałeczką zaznaczyłam okno od mojego pokoju. Bo choć nie mieszkam tam już ponad 35 lat, to nadal jest MÓJ pokój.




Samo miasto jest bardzo stare. Zostało założone w roku 1030, a prawa miejskie otrzymało w roku 1260.
Tak wygląda Urząd Miasta  i rynek wokół ratusza.




















Stojąc plecami do ratuszowego wejścia, przed sobą mamy deptak. Szczerze powiem, że chyba mało kto wie, jaką nosi nazwę ta ulica, odkąd powstał, wszyscy mówią deptak.










Ponieważ zabudowa tutaj jest nieregularna, różna była szerokość ulicy i chodnika, co nawet jak na ówczesne czasy, było bardzo niebezpieczne, w niektórych miejscach chodnik miał niecałe 0,5 metra, a ruch na ulicy szaaaalony ;) Pamiętam sytuację, jak przyjechała do nas w odwiedziny ciocia z Pomorza, ze swoim bardzo niegrzecznym synkiem. W obawie o jego bezpieczeństwo, kupiła w " Drogerii " sznurek, zawiązała mu na plecach szelki i prowadziła łobuza na " smyczy ". Pomysł na zrobienie tam deptaka, był bardzo mądrym rozwiązaniem.

Tak wygląda jeden z kościołów. Pokazuję go, bo




choć różne były jego losy, to staraniem ówczesnego proboszcza , przeszedł z powrotem w posiadanie Parafii Rzymskokatolickiej i tak stał się moją parafią,  to w nim  braliśmy ślub :)




Tak wygląda plebania, budowana w swoim czasie z bezinteresowną ogromną pomocą mojego tatusia.
Wieża i budynki z lewej strony są zabytkowe, budynek z prawej jest stylizowany adekwatnie do epoki.





Uczciwie przyznam, że sporo się zmieniło w mieście, ale w wielu miejscach czas zatrzymał się, albo raczej cofnął. Kamienica naprzeciwko mojego domku jest z roku 1538. Teraz wygląda tak,




a za  " moich czasów " mieszkała w nim między innymi moja ciocia i  szkolny kolega mojego brata .
Pałac Promnitzów.







Pamiętam - znów użyję określenia " za moich czasów ", jak za pomocą helikoptera była stawiana potężna stalowa konstrukcja dachu . Przedsięwzięcie niesamowicie trudne technicznie, bowiem wymiary pałacu to ok. 30 x 34 metry. Dopiero za trzecim podejściem udało się prawidłowo ustawić. Cały czas teren był zabezpieczony przez wojsko, gdy helikopter latał z tym ładunkiem nad miastem, lub kołował nad pałacem. Sam budynek otoczony był fosą, której zachowaną część jeszcze pamiętam. Teraz już jej nie ma.
Obok stoi zamek Dewinów ( ten z wieżą ) .




Niestety, poza położeniem dachu na jednym i drugim obiekcie, przez 40 lat nie zrobiono nic, reszta popadła w całkowitą ruinę.
Na koniec jeszcze jeden, tym razem  chyba śliczny widoczek, dość charakterystyczny dla miasta, bo często występował na widokówkach. Tym razem w jesiennej odsłonie.




Rzadko kiedy coś piszę o sobie, ale wyjątkowo dzień dziś taki, że nastraja do wspomnień .
Mój Tatuś zmarł 27 lat i 3 dni temu, dokładnie w dniu imienin mojego męża ...
Dojeżdżałam właśnie do Wrocławia, gdy zadzwonił telefon, córka miała wypadek ... na szczęście okazało się, że z nią wszystko w porządku, tylko auto rozbite. Ale zanim to do mnie dotarło, to łzy i nerwy zszarpane. I to też był  jak przed laty, dzień imienin mojego męża ...
To nie była podróż sentymentalna. Szczerze powiem, że choć może miejscami wygląda nawet ładnie, to miasto nigdy mi się nie podobało, czułam do niego jakąś antypatię. Może to nie wina TEGO miasta, ale ja ogólnie zawsze chciałam na wieś. Budowałam więc tę swoją niechęć latami i chyba tak już mi zostało. Moje marzenie się spełniło, mam tę swoją wieś i choć teraz cywilizacja mocno wlazła mi do niej z buciorami, to jednak mimo wszystko nadal jest wieś i w mieście nie dałabym już rady funkcjonować, o czym przekonałam się podczas tej podróży.
Pozdrawiam tych co dotrwali do końca :)