Wczoraj w miejscowym Domu Kultury były otwarte zajęcia , tematem których,   było czerpanie papieru.
No i wzięło mnie totalnie. Pierwsze papierki powstały na warsztatach i są w tle  koloru szaro burego, ponieważ powstały z gazet.
Zaraz po powrocie do domku, dorwałam jakąś  starą rameczkę, naciągnęłam na nią ... A właśnie, najpierw opowiem króciutką historyjkę ... W związku z wymianką,  pisałyśmy sobie z Jadzią na gadulcu, a  wiadomo jak się wtedy pisze, byk, byka pogania ...  w pewnym momencie Jadzia pisze, że dała " ciul ", na co ja oczywiście zupełna powaga, odpowiadam  - " Jak ciul dałaś,  to będzie git " :) Oczywiście chodziło o tiul, który od tej pory  jest nazywany przez nas  " ciulem " :) Więc naciagnełam onego, dostanego od Jadzi, podwójną warstwę,   na wyszperaną rameczkę i przypięłam pinezkami.  Podarłam rolkę papieru toaletowego, zamoczyłam w niezbyt dużej ilości wody,  rozpuścił się migiem i dalej do zabawy.
I tak powstały kolejne karteczki, w tle są w kolorze lekko lawendowym, bo papier miał takie motylki, które delikatnie zabarwiły powstałą pulpę. Oto mój urobek. 
I troszkę pojedyńczo, żeby lepiej widać było wzorki.
Do papieru użyłam  płatków nagietka, świeżo zerwanego powojnika i takich  żółtych kwiatków polnych, wrzośców, herbaty malinowej, lubczyka, kwiatów kurdybanka  i trochę brokatu. I na koniec powiem coś, czego nie przypuszczałam, że kiedyś byłabym w stanie wypowiedzieć -  " Niech żyje żelazko " :) Kto mnie zna, to wie, że ja nienawidze prasować, ale cóż, widać gusta się  zmieniają  :)  Następny wpis będzie z wykorzystaniem powstałych papierków. Jeszcze tylko dodam na koniec, że na powstanie takiej ilości papierków,  spokojnie wystarczyłoby 1/2 rolki papieru . 
Bardzo dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze. Witam nową obserwatorkę.
Pozdrawiam.