W tym miesiącu Danutka zostawiła uchyloną furtkę, co by wszystkie mocno zapracowane, bądź wylegujące się na wakacyjnych leżakach leniwce, mogły też dostać się do sierpniowego ogródeczka i wziąć udział w zabawie. Przez skromność, pominę do której kategorii się zaliczam ;)
Widzę, że kolorek brzoskwiniowy, przysporzył moim blogowym koleżankom sporo problemów, no więc ja - Salomonowym wyjściem - wybrałam brzoskwinkę, która to raczej, chyba , na pewno ... jest w tym kolorze. Najpierw banerek
i już widać, że wybrałam opcję dokarmiania Stefanii.
Wzięłam brzoskwinki
właściwie to tylko dwie i zmajstrowałam sobie takiego przystojniaka :)
Natychmiast chciał mi odlecieć na drzewo, ale mu powiedziałam, że z takim ciężkim tyłkiem, to ja cię mogę co najwyżej wsadzić do koperku :)
Spojrzał na mnie dziwnie swymi wielkimi ślipkami ...
no ale ja tu rządzę, więc został zeżarty i tyle się z niego zostało :)
Bez cienia wątpliwości był w kolorze brzoskwiniowym i smakował jak pyszna dojrzała brzoskwinka, nawet mi " futerko " nie przeszkadzało. Takie to ja lubię i na tym się moje predyspozycje, co do koloru brzoskwiniowego kończą : )
Pięknie dziękuję i pędzę do Stefci, bo sierpień się kończy i do tego pora obiadowa, to pewnie głodna bidula ...
Na koniec chciałam się podzielić z Wami moim ostatnim odkryciem. A właściwie, odkrycie nie moje, ale dla mnie nowość. Moja najnowsza znajoma z FB Krysia, poleciła mi taką oto igłę do nawlekania koralików. Mało że poleciła, to jeszcze podzieliła się swoim stanem posiadania. Dzięki Wielkie :)
A że ja zwykłam się dzielić dobrem z innymi, to od razu rozpowszechniam. Nazwałabym ją igłą " dla ślepców ". Bez urazy i obrazy. Sama dziabałam tą nitką w nieskończoność, co by " se trafić " , a tutaj tadaaaaaaam ... igiełka się rozdziela na całej długości i słonia nawet można przeprowadzić na drugą stronę, a nie tylko samą trąbę ...
po tym zabiegu spokojnie nawlekamy koraliki pracując obojętnie w którą stronę, bo igła ma dwa ostre, końce, gotowe do pomocy .
I jak Wam się podoba taka informacja ?
Na dziś to tyle, dziękując za pochwały pod frywolnym kołnierzykiem, że o urodzie dziecięcia nie wspomnę, pozdrawiam Wszystkich przepysznie i do zaś :)
Czść��O takie fantazje cię nie posądzałam (z brzoskwiniami oczywiście)��.Brakuje tylko podpisu,że w czasie prezentacji nie ucierpiało żadne żywe zwierzątko,zwłasza sowa��
OdpowiedzUsuńNo nie ucierpiało, słowo harcerza ;) :D
Usuńsowa genialna!
OdpowiedzUsuńnie zdążyłam nic przygotować dla Stefanii, ale nawet jeśli to na takie cudo bym nie wpadła :D
Jeszcze jutro zostało, może coś wymyślisz ... jakiegoś jeżozwierza :)
UsuńLatajace brzoskwioniowe przystojniaki bardzo mi sie podobają. Śliczne sówki uczyniłaś , chyba bym nie zjadła ich mimo że na pewno pysznie były.
OdpowiedzUsuń. Dla Ciebie widać żaden problem bo kilka ruchów nożem i masz kolejne:)
Dokładnie tak jak mówisz,a wiesz, że chyba lepiej te brzoskwinki smakowały jako sówka, mądrzejsze były czy jakoś tak ;)
UsuńUwielbiam sowy ! Twoja jest urocza, a właściwie była - haha :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJa też mam sowie skrzywienie :)
UsuńUściski :)
Sówek świetny! Trochę szkoda, ze taki koniec go spotkał. Ale w końcu to Ty tu rządzisz ;-D
OdpowiedzUsuńCo do igły, to rzeczywiście świetny wynalazek, żałuję tylko, że nie produkują takich coby koraliki 15/0 przez nie przeszły, bo te najcieńsze igły to dopiero mają dziurki - nawlekać najlepiej pod mikroskopem :)
Na szczęście zakres mojej działalności kończy się na 11/0 :)
UsuńOtworzyłam szczękę w podziwie dla twojej kreatywności i tak już zostałam. Co teraz?;) Świetna ta sówka wyszła, aż szkoda, że zjedzona.:)
OdpowiedzUsuńOj tam szkoda, smaczna była, zawsze można wyrżnąć drugi numerek ;)
UsuńSłodziak sówek, biedaczek marnie skończył ;-)
OdpowiedzUsuńIgiełkę taką mam, rewelacja, popieram :)
A post o chlebusiu w przygotowaniu. Szynkowar w domu, tylko odpowiedniej ilości mięcha brak... Kto wie może będzie post kulinarny chlebowo-mięsny... ;)
Zapowiada się apetycznie. A sówek, jak by tak nie skończył, to przy takich upałach, jutro by wylądował w koszu, zatem powinien czuć się zaszczycony ;)
UsuńA mnie Bożenko zachwyca Twoje poczucie humoru.Kiedy Ty na to wszystko znajdujesz czas?
OdpowiedzUsuńA znasz takie powiedzenie, że tylko śmiech nas może uratować ;)
UsuńPrzystojniak ci wyszedl sliczny .Zapraszam ciebie za rok do nas na nasze swieto Kapusniaki napewno wyczarujesz cos pieknego z kapusty bo napewno bedzie znow konkurs na ozdobe z kapusty (jest zawsze w 2 sobote sierpnia ) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPostaram się zapamiętać :)
UsuńBuziaki :)
Bardzo apetyczna sówka, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak mówisz. Też pozdrawiam :)
Usuńtoz to jeszcze dziecko było a ty go...! ;-O
OdpowiedzUsuńno brak mi słów....
i tak z "piórami', chociaż oskubac trzeba było ;-P
Jakie dziecko, całkiem dojrzały już był :)
UsuńBożenko sówek świetny , dumam jakm narzędziem wydłubałaś mu te oczy , że tak ślicznie rówiutko wyszły bez jednej zadry i do tego do samego kręgosłupa ???
OdpowiedzUsuńMoje brzoskwinie takie podatne na dłubanie nie były :-( , ale ja noga kuchenna jestem to pewnie dlatego :-)
Igiełkę już zakupiłam w ilościach hurtowych , bo sie musze jeszcze podzielić z pewną Panną , która wpadła w koraliki po samem uszy :-)
Buziaczki i śmiej się jak najwięcej !!!
No nie wiem czym Ty Anulka dłubałaś w tych swoich brzoskwinkach, mi wystarczył nóż zakończony w szpic, no chyba ze tomahawkiem, to wszystko jasne ;)
UsuńJasne i nawzajem :)
Cmok jak smok !
No wiesz,nie rozumiem jak mogłaś go zjeść,nie bacząc na to błagalne spojrzenie,mnie by chyba w gardle stanął,i taki był przystojny,a tak w ogóle,to zdolniacha z Ciebie,podziwiam talent,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo w końcu sowa, czy sówek. tak czy siak wyszło genialnie. sama nie wpadłabym na takiego pomysła. szkoda tylko, ze go tak zaraz schrupałas. Mógł pozyc biedaczek chociaz do następnego dnia. Stefania miała go zjeść, a Ty chyba Stefania nie jeteś. jakie to człowiekowi pomysła do głowy nie wpadną. No no no gratki wielkie.
OdpowiedzUsuńBożenko a to mnie dziś zaskoczyłaś .Jak miło,że znalzłaś w tej gonitwie chwilkę aby pobawić się też z nami.
OdpowiedzUsuńSówka,sówek jeden diabeł ? Jest zarąbista ,jak widać kilka ruchów nożem i wyszło niezłe ptaszę .
Igłą mnie zastrzeliłaś ,nawet nie miałam pojęcia,że takie cosik istnieje,koniecznie muszę mieć ,bo szału dostaję z tym nawlekaniem koralików.
Buziaczki z rana jak pyszna śmietana :)
Fajna ta sowa ale żeby zaraz do koperku, chyba przestraszyła się marynowania stąd ta mina:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahaha:)a toś mnie zaskoczyła tym ptaszorem:)))
OdpowiedzUsuńPan Sowa wspaniały, a do tego zapewne smaczny ! A teraz powiedz mi , gdzie taka igłę mam sobie kupić ? Bardzo mi się podoba, bo ja też ślepa.
OdpowiedzUsuńBożenko, no nie,jak nie piszesz, to tydzień za tygodniem leci, a jak juz Cię wena weźmie, to malujesz post za postem, a ja nie nadążam :)
OdpowiedzUsuńPan sówka sliczny, tak dziecinnie mi jednak z oczków patrzy :)
Buziolki :)
Ewuś, a cóż poradzić, jak się tematy same pchają w eter ;)
UsuńSierpień się kończył, konkurs, prośby o przepis ...
Uściski :)